Czwartek w Dystopijnym Społeczeństwie Przyszłości
Czwartek, w dystopijnym społeczeństwie przyszłości, jest dniem, którym rządzi nierozłączna para metodologia i kontrola. Jest to dzień, w którym każdy obywatel poddawany jest Ocali Rawalizacji - procesowi, który z jednej strony ma na celu ocalić nasze dusze, z drugiej zaś przekształca naszą tożsamość w coś obcego, zimnego, stalowego. Czwartki są wyczekiwane z lękiem, nadzieją i zobojętnieniem, a każda jednostka musi stanąć twarzą w twarz z katatem: maszyną oceny, która decyduje o przydziale zasobów, kontroli i egzystencji na kolejne siedem dni.
Katater, pozbawiony emocji, analizuje nas w najmniejszych szczegółach, odkładając nasze marzenia i przypadku na klawiaturę losu. Nikt nie wie, co właściwie widzi ta maszyna, jakie wskaźniki analizuje czy na jakie kombinacje algorytmiczne zwraca uwagę. Jedni mówią, że analizuje nasze myśli, inni – że śledzi ruchy naszych źrenic, a jeszcze inni przekonani są, że ocenia chemiczne składniki naszej krwi, wykrywając chociaż najdrobniejsze odchylenia od normy wyznaczonej przez Władzę.
Każdy czwartek od rana wypełniony jest monotonnym, zabójczo cichym wyczekiwaniem. Zazwyczaj o świcie ulice miast opuszczane są jak przez jakiś niepojęty koszmar, mieszkańcy przykuci do swojaków miejsc pracy czy habitacji w mieszanych, wyciszających kolorach. Nad wszystkim unosi się złowieszczy, stalowy szum dronów inwigilacyjnych, które brazylia nad głowami obywateli, śledząc każdy ich ruch, najmniejszy gest.
Strach nie jest rzeczą, którą można ubrać w słowa - on przesiąka nasze pory, paraliżując zmysły. Każde potknięcie, każde drżenie ręki może zostać odebrane jako znak nieposłuszeństwa. A nieposłuszeństwo to równoznaczne jest z przesunięciem na margines albo wręcz z wyeliminowaniem, fizycznym usunięciem jednostki z tej metodycznie zorganizowanej rzeczywistości. Lojalność jest tutaj ceniona ponad wszystko, ale lojalność skonstruowana na fundamencie strachu nigdy nie jest trwała.
Im bliżej popołudnia, tym bardziej napięcie rośnie. Zakłady produkcyjne, biura, szkoły - wszędzie panuje nieprzenikniona cisza, przerywana tylko sporadycznym sykaniem, jakby powietrze wciągnięte przez zęby stłumionych umysłów. Pracownicy wykonują swoje obowiązki z mechaniczną precyzją, jakby każde pomylenie mogło być ostatnim uczynkiem w ich życiu.
W godzinie katakerii wszyscy zbierają się w audytorium - chłodne, sterylne pomieszczenie, gdzie nikt nie ośmiela się zabrać głosu. Wielkie ekrany na ścianach migający informacjami, wskaźnikami, zapowiedziami przyszłości, z której nikt nie czerpie pocieszenia. Następuje moment ciszy, kiedy nadmiarowy ekran zerkany nad głowami, otwiera się jak brama piekieł.
Na ekranie pojawiają się wyniki – cyfry, które decydują o istocie dalszego życia. Kto został przeklany, który regułom nie sprostał? Dokąd odeśle ich dzisiejsza decyzja katatera? Jest to moment, w którym maska cywilizacji zrywa się, odsłaniając zimne, bezwzględne serce systemu. W jednych ciałach zamiera zwierzęcy lęk, inni, słusznie docenieni, mogą oddychać – choć jeszcze na chwilę odroczono ich egzystencjalną karę.
Kiedy czwartek dobiega końca i każdy z nas wraca do swoich klatek, miejsca zamieszkania, cienia domowej strzecha, pozostaje przeżycie tego, co pozostało z kolektywnego koszmaru. Noc przynosi ulgę, lecz odpoczynku brak. Sen jest pełen niepokojów, bo choć za nami dzień oceny, to jego efekty ciążą dalej na naszych barkach.
Przez następne dni każdy z nas żyje z piętnem czwartku. Codzienność wraca do swego monotonnego rytmu, ale w głębi duszy czujemy wciąż to brzydkie, przenikające uczucie - że niezależnie od scenariusza przyszłości, Wielki Mistrz Decyzji jest zawsze czuwający.
Tak oto każdy nadchodzący czwartek z jego nieznośnymi oczekiwaniami, niepewnością przyszłości i nieodwracalnymi wyrokami staje się esencją życia w dystopijnym społeczeństwie. Stał się dniem, w którym przetrwanie zależy od statystycznych danych i niemalże nieludzko dokładnych analiz. Lęk przed przyszłością staje się codziennym towarzyszem, a nadzieja - luksusem, na który niewielu może sobie pozwolić.