Czy środa to naprawdę mały piątek?
Oto jest pytanie, które psuje sen wielu speców od kalendariów i zwolenników życia od weekendu do weekendu. Środa, środek tygodnia, miejsce strategiczne, gdzie z jednej strony czuć jeszcze poniedziałkową mglistość, ale już odczuwamy lekkie drgania piątkowej euforii. Tak jakby środa była przysłowiową firanką, połowicznie zasłaniającą weekendowe szaleństwo. Ale jak jest naprawdę?
Zmiany w biurze
Już od rana widać, że w biurze coś się zmienia. Pracownicy, zwykle ponurzy jak angielska pogoda, nagle zaczynają się uśmiechać. Szef, niestrudzony łowca błędów w raportach, przysiada na rogu biurka i zaczyna rozmowę o, o zgrozo, pogodzie. Nawet ekspres do kawy pracuje na wyższych obrotach, jakby czując, że dzisiaj nieco więcej paliwa w żyłach wszystkim się przyda. Czyżby te zachowania były spisane w gwiazdach?
Naprawdę trudno powiedzieć, czym środowa magia się objawia i kiedy dokładnie zaczyna działać. Może to delikatne przyspieszenie tempa odbijającego się w krokach przechodniów? Może pogoda? Albo ten tajemniczy mechanizm, który sprawia, że człowiek w środowy poranek nie musi wyciągać się z łóżka tak intensywnie, jakby robił to jedynie z czystym obowiązku? Środa to taki piątkowy teaser, przygotowujący nas na clue programu.
Środowa popołudniówka i wieczorna gra
A co z instytucją "środowej popołudniówki"? To moment, gdy już niektórzy, ci sprytniejsi i bardziej wytrwali, zaczynają operację pod tytułem "O jakże by tu przetrwać do piątku". Drobne oszustwa w kalendarzu: dzwonki, spotkania, które nagle mają mniejszą wagę. Kto wiedział, że środa przyniesie o 30% mniej zadań, a za to 50% więcej plotek przy automacie z wodą?
Z kolei w domach wieczorem zaczyna się prawdziwa gra strategiczna. Ludzie wyciągają zeszyty domowe, żeby drobiazgowo zaplanować, jak przetrwać do piątkowego wieczoru. „Czy warto już dzisiaj otworzyć butelkę wina, czy lepiej poczekać?” – oto jest dylemat godny Szekspira. Niektórzy decydują się na kompromis: jeden kieliszek dla relaksu, ale nie więcej, w końcu trzeba jeszcze przetrwać czwartek.
Co z tymi środami?
Jednakże w środy, nawet na siłowniach, jakoś lżej się robi. Stare bieżnie kręcą się z zapałem młodych wiśni. Nowe diety odchudzające nagle wydają się łatwiejsze do przestrzegania, a kurek w kosturze goniący cię między urządzeniami fitness wygląda bardziej jak entuzjastycznie zmotywowany biegacz niż wyjątkowo złośliwy opiekun.
Nawet w transporcie publicznym panuje specyficzna atmosfera. W środowe poranki ludzie mniej boksują się łokciami o miejsce siedzące. To ledwie mierzalne, ale da się wyczuć – odrobina większej cierpliwości i życzliwości. Ktoś ustąpi miejsca staruszkowi, ktoś inny przepuści cię na pasach. Albo po prostu nie splunie na twoje nowe buty!
A co powiecie na środowe znaki w kuchni? Lodówka od rana mruga do ciebie zachęcająco, zapraszając na małą, grzeszną przekąskę. Patrzysz na jej zawartość z westchnieniem i przestajesz liczyć kalorie, bo wiesz, że w środy kalorie nie liczą się tak naprawdę. W środy można z powodzeniem zjeść dwa rogaliki, zamiast jednego!
Środowe wieczory i złudzenia piątkowości
Nie zapominajmy też o środowych wieczorach na telewizyjnej kanapie. Jak na zawołanie zaczynają się wtedy nowe odcinki ulubionych seriali lub niespodziewane maratony filmowe. Czyżby telewizje zdawały sobie sprawę, że w środę wprost nie da się odmówić sobie odrobiny rozrywki? Środa to mały piątek, więc jak nie tu, to gdzie?
A może ta cała "piątkowość" środowej rzeczywistości jest jedynie złudzeniem? Może to nie dzień tygodnia decyduje o naszym nastawieniu, a my sami? W końcu każdy dzień może być małym piątkiem, jeśli tylko chcemy. Jedno jest pewne: Środa to taka mała furtka do dużych, weekendowych marzeń.
Środowe refleksje
I tak oto kończymy nasze środowe refleksje z uśmiechem na ustach i kubkiem gorącej kawy w ręku. Czy środa to mały piątek? Może to raczej nasza skromna uprzejmość dla królewskiego piątku. Ale kto by się przejmował szczegółami, skoro można w środę marzyć o weekendzie i troszeczkę sobie zaszaleć, prawda? W końcu trzeba znaleźć jakieś wytłumaczenie dla trzeciej kawy!
Neurotyczne oczekiwania
A teraz, powiedzmy sobie szczerze – neurotyczne oczekiwania wobec środy są jak poszukiwanie jednorożca w ciemnym lesie. Wszyscy chcemy tego magicznego środowego przełomu, który sprawi, że nagle będziemy mieli więcej energii, niż czołg, młot parowy i szefowa na kawalinach. No cóż, powodzenia z tym!
W rzeczywistości środy to jeszcze nie Disneyland, ale już nie cmentarzysko. Ludzie migrujący między stanowiskami pracy, marząc o weekendzie, przypominają zombie z filmu klasy B, którym zaraz wleje się do oczu trochę życia. Ale życie nie przychodzi tak łatwo – potrzeba trochę auto-motywacji, kawałka czekolady, albo przynajmniej krzyżówki niedokończonej przez nudnego kolegę z biura.
Środowy humor
Jest coś jeszcze – Wednesday Addams z "Rodziny Addamsów" miałaby się czym martwić, bo środa to przecież taki dzień pełen sprzeczności. Ludzie śmieją się bardziej, ale za czym? Za oparciem swojego krzesła biurowego, obserwując kolegę z biurka obok, który wklepuje raport, jakby to była najbardziej ekscytująca rzecz od czasu wynalezienia papieru toaletowego.
Środy to także czas na niewinne żarty. Kto nie uwielbia przypadkowych, niegroźnych dowcipów w stylu podstawiania plastikowego pająka na czyjeś biurko albo wrzucania do maila całej kompilacji memów z kotami, niczym specjalista od zadań niemożliwych. W środy nawet szef może się uśmiechnąć i zapomnieć, że zaraz znowu zniknie w oceanie papierkowej roboty.
Historie ze środy
Czy ktoś słyszał o facecie, który w środę zapomniał założyć spodnie do pracy? Oczywiście, miał na sobie szorty – ale to przecież szczegół! Kiedy wszedł do biura, wszyscy myśleli, że bierze udział w jakiejś kampanii społecznej. Ludzie patrzyli na niego jak na żywego bohatera, nigdy nie wiedząc, że po prostu pomylił śpdoły z szufladą na bokserki.
Albo pamiętajcie o Tadeuszu, który postanowił w środę rozpocząć zdrowy tryb życia i zjadł cały kilogram brokułów na raz. Był przekonany, że to sposób na długowieczność. Ale potem musiał zamówić żołądkowe krople i maść na wysypkę. Środy potrafią być pełne niespodzianek, zwłaszcza dla tych, którzy zapomną, że mają nie tylko żołądek, ale i kubki smakowe!
Środowa filozofia
Na koniec warto zadać pytanie, jakie zadałby sobie każdy filozof pracujący od poniedziałku do piątku: czy aby na pewno czekając na piątek, nie przegapiamy piątkowych śród? Może powinniśmy docenić środy za ich wewnętrzną sprzeczność, za to, że są jak pomiędzy 'och, znowu poniedziałek' a 'jeeeej, piątek, balanga!'?
W gruncie rzeczy, każda środa to taki mały test na przetrwanie. Jeśli przetrwasz środek tygodnia bez strat moralnych i psychicznych, to jesteś jak wojownik. Taki biurowy gladiator, który utorował sobie drogę przez kępki zadań i spotkań, aby dotrzeć do weekendowego raju. I nic nie ceni się tak wysoko, jak ten drobny sukces, prawda?
Summa summarum
Podsumowując tę naszą filozoficzno-komediową rozprawkę, czy środa to naprawdę mały piątek? Może tak, może nie. Ale jedno jest pewne: środy są jak te małe rzeczy w życiu, które robią różnicę. Jak kubek gorącej kawy w ponury poranek, jak ulubiony utwór puszczony w radio, kiedy najbardziej tego potrzebujesz.
Więc następnym razem, kiedy w połowie tygodnia poczujesz tę magiczną energię, przypomnij sobie: może to być tylko środa, ale to absolutnie wystarczający powód, żeby się uśmiechnąć. W końcu każde małe szczęście, jakie znajdziemy w środku tygodnia, to fundament wielkich weekendowych uniesień. Happy środa, moi drodzy!